poniedziałek, 15 września 2014

Kruche rogaliki marchewkowe z żurawiną

Nie powiem, abym lubiła jesień. Zdecydowanie nie przepadam za szybciej kończącym się dniem, za chłodnymi wieczorami, za porannymi mgłami, za wiatrem, czy częściej pojawiającą się mżawką.

Dziś 15 września, a póki co tylko raz zapaliłam zapachowe świeczki i wtuliłam się w czekający w stanie gotowości koc. W Bełchatowie pogoda od kilku dni jest piękna, co tylko powoduje moją dodatkową radość. To "podstawowe" i niezaprzeczalne jesienne szczęście dotyczy jedzenia świeżo zebranych jabłek, grzybów, czy pierwszej pojawiającej się żurawiny.

Co roku kupuję ok. 2 litrów tych czerwonych, leśnych kuleczek i przygotowuję małe słoiczki lekko kwaśnej konfitury- idealnej do serów, czy pieczonych mięs.

Tym razem konfitura trafiła do wnętrza pomarańczowych, kruchych rogalików. Rogaliki swój kolor zawdzięczają startej marchewce, która zamiast cukru powędrowała do ciasta. Rogaliki nie są słodkie, ale lekko oprószone cukrem pudrem smakują idealnie!


wtorek, 9 września 2014

Kremowy sernik z wanilią i karmelizowaną gruszką

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest, że większość Polaków lubi/ nie lubi te same potrawy? Z dorosłymi osobnikami łatwiej o "osąd". Są to osoby, które nie jedno już w życiu widziały, nie jedno zasmakowały. Z dzieciakami jest inaczej. Czym one się kierują decydując co lubią? Bo na pewno nie jest to smak- do posmakowania dań często nawet nie dochodzi...I tak, jako dziecko nie musiałam próbować wątróbki by domyślać się, że jej nie pokocham. W końcu zmuszona do zjedzenia tylko upewniłam się, że tej części zwierząt nie potrzebuję w swoim jadłospisie.

Może zatem chodzi o zapach? Nie, nie sądzę. Nikt mi przecież nie wmówi, że jajko ugotowane na twardo ładnie pachnie, a jednak dzieci nie mają problemu z jego zjedzeniem.

Wyczytałam, że ok. 70% "nawyków smakowych" każdego człowieka kształtuje się jeszcze w łonie matki. Czy to nie jest niesamowite? Istnieje zatem spore prawdopodobieństwo, że skoro Ty Droga Mamo nie przepadasz za wątróbką, Twoje dziecko jej również nie pokocha :)

I tak śmiem już dziś twierdzić, że choć dzieci jeszcze nie mam, to z pewnością będą one odczuwały lekkie drżenie rąk, ślinotok i przyspieszone bicie serca na widok wszystkich serników! Obojętnie, czy chodzi o te z dynią, z masłem orzechowym, czy z karmelem. Ich miłość do tego rodzaju ciast będzie "wyssana z mlekiem matki" :)


wtorek, 2 września 2014

Drożdżowe pierogi z kurkami i kozim serem

Przeglądam swoje ostatnie posty i stwierdzam, że z sernikoholiczki stałam się kurkoholiczką! Jakieś trzy tygodnie temu myślałam, że był prawdziwy wysyp. Teraz stwierdzam, że to prawdziwy kurkowy armagedon! Na miejskim targowisku w ostatnią sobotę miesiąca kilka nastolatków dorabiało sobie sprzedając koszyczki 250g kurek po 4zł...No i jak tu nie kupić koszyczka, dwóch, lub trzech?

W niedzielę mimo kaszlu, jak u gruźlika postanowiłam nie dać się chorobie i zaliczyć pierwsze w tym roku grzyby. Po ok. 40min. nieduży koszyczek był pełen podgrzybków. :) Z tęsknotą wspominam czasu, kiedy tato zabierał mnie na grzyby. Szczęśliwa hasałam po lesie, goniąc nie wiadomo za czym. Po ok. 30 minutach zaczynałam się nudzić i prosiłam tatę, żeby mnie wołał, gdy znajdzie jakieś grzyby. - W końcu sama miałam z tym ogromne problemy. Jakoś bardziej interesował mnie kolor mchu, wszystkie patyki pod nogami, czy odgłosy wydawane przez różne zwierzęta. Jakoś skupić się na grzybach nie potrafiłam...Może właśnie dlatego teraz jak znajdę grzyba drę się niemiłosiernie z radochy!

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Pizzerinki z boczkiem i kurkami

W mijające wakacje leniłam się prze, prze, przeokrutnie! Blogi przeglądałam, ale weny do kuchennych rewolucji całkowicie nie miałam. Lipiec zaczęłam od wakacji w Hiszpanii, później upały zastałam w domu i jedyne co można było w kuchni robić to lody :)

Później nastała era cotygodniowych wyjazdów do Trójmiasta i zanim się obejrzałam mamy 25 sierpnia, 3 wakacyjne posty i pierwsze 15 stopni za oknem od 2-3 miesięcy.

Wakacje się kończą. I choć już jestem ponad miesiąc po urlopie, a wrzesień czy październik nie oznaczają dla mnie powrotu do książek, to i tak żal mi dzieciaków dźwigających przepełnione plecaki. Jedyna rzecz, jakiej im zazdroszczę to kompletowanie "wyprawki" szkolnej.- Jest to chyba jedyna rzecz, która pozytywnie nastawiała mnie na kolejny rok szkolny. Nowe zeszyty, pachnące gumki, czy kolorowe długopisy...to był prawdziwy luksus! Do tej pory z tęsknotą zerkam na sklepowe półki z artykułami szkolnymi :)

W każdym razie pozostało jeszcze kilka dni wakacji. I choć pizzerinki były pyszne, to w tym tygodniu nie zaglądajcie jeszcze "na dłużej" do kuchni. Cieszcie się ostatnimi wolniejszymi chwilami- uczniowie, studenci i mamy wspomnianych grup. Kurek jest teraz dużo, poczekają na Was ten jeden tydzień! :)


środa, 13 sierpnia 2014

Makaron z kurkami

Deli ostatnio pisała o sposobie jedzenia ciastek typu "Delicje" . Sposoby, które wymieniła tylko potwierdziły jak ludzie różnią się od siebie, choć wciąż jedzą te same Delicje...
Czytając chyba wszystkie możliwości obgryzania ciastek uświadomiłam sobie, jak wiele mam mani związanych z żywnością. Wiem, że niektórych rzeczy nie wypada,  po prostu nie powinno się robić, ale co zrobić? Powstrzymać się nie potrafię!

1. Zawsze po otwarciu jogurtu oblizuję wieczko.
2. Jedząc Rafaello najpierw obgryzam wierzchnią polewę z kokosem, później otwieram pralinkę i wylizuję krem. Migdał zjadam na końcu.
3. Po wymieszaniu zarówno kawy, czy herbaty nie mogę się powstrzymać przed oblizaniem łyżeczki.
4. W dzieciństwie podczas obiadu zaczynałam jedzenie od rzeczy, której mniej lubiłam. Na koniec zostawiałam sobie ulubieńców- np. mizerię :)
5. Często wylizuję talerz po jedzeniu.
6. I chyba najgorsze (również związane z lizaniem :D ): krem na każdym torcie, dosłownie na KAŻDYM muszę posmakować paluchem.

Więcej "grzechów" nie pamiętam i zawsze moich współ-jedzących serdecznie przepraszam! :)

Talerz wylizałam dokładnie również po tym makaronie. Choć bardzo bym się starała, to i tak nie mogłabym się powstrzymać! Taki obiad w sezonie kurkowym należy zdecydowanie do tych "MUST EAT"! Spróbujcie sami.

niedziela, 27 lipca 2014

Jagodzianki z cynamonową kruszonką

Odkąd pamiętam przestrzegałam się przed obchodzeniem imienin. Będąc dzieckiem zawsze dziwiłam się dlaczego razem z bratem i kuzynostwem jedliśmy tort na urodziny, a pozostała część rodzina świętowała wyłącznie imieniny.

W końcu po kilku latach dowiedziałam się, że imieniny ponoć powinno się obchodzić od 18stych urodzin- co za sprzeczność! Obchodzenie imienin jest bardziej na miejscu, a tort w urodziny w moim wieku to "faux pas"....

Od dwóch lat nie przykładam uwagi zarówno do urodzin, jak i imienin, choć trzeba przyznać, że wszystkie Anki choć nawet chciałyby o imieninach zapomnieć, to otoczenie im nie pozwoli ;) O imieninach Anny wie sporo osób no i są tylko raz w roku. Teraz już "nie walczę" z imieninami i cieszę się wspólnymi chwilami z rodziną oraz okazją do zjedzenie świeżo upieczonych jagodziANEK!


poniedziałek, 21 lipca 2014

Lody snickers

Wróciłam. Po dwóch tygodniach smakowania, opalania, zwiedzania i idealnego byczenia się czas wracać do pracy. Przyznaję, że nie tęskniłam. Wręcz przeciwnie! Wolałabym nadal smarować się kremami z filtrem i moczyć nogi w Morzu Śródziemnym. Nawet dałabym się poparzyć Hiszpańskim meduzom ;) 

Wolałabym również zajadać te smaczne lody. Mega słodkie i kaloryczne. Śmietana, żółtka jaj i masło orzechowe spowodowały, że lody miały idealnie kremową konsystencję. To mój obecny numer jeden! I mimo, że miłością ogromną darzę lody Calypso, które już zawsze będą kojarzyć mi się z moim dzieciństwem i nabijaniem lodów na drewniane patyczki, to i tak lody snickers je przebijają!

A jakie są Wasze ulubione smaki lodów?


niedziela, 29 czerwca 2014

Pasztet z ciecierzycy

Wegetarianie, weganie i inni rastafarianie...To całkowicie nie moje klimaty. Nie oceniam i nie neguję wyborów innych- przynajmniej się staram. Sama lubię tofu, czy warzywa w każdej postaci, ale żeby tak mięsa, czy jaj? Jestem pewna, że mąż codziennie jadałby "u chińczyka", a rodzina zaprzestałaby wizyt na urodziny, imieniny, czy w inne okazje. :)

I choć mimo mój mąż ucieszył się z informacji, że robię pasztet to po usłyszeniu " z ciecierzycy" lekko się zdziwił, a później skrzywił. Teraz wypadałoby napisać, że później zmienił zdanie i powtarzał "kiedy znów będzie mój ulubiony pasztet"? Tak nie było, a mimo to pasztet smakował wszystkim babeczkom w pracy. W końcu babki lepiej wiedzą co dobre, prawda? :)

niedziela, 22 czerwca 2014

Ciasto bazyliowe z truskawkami

Idealne ciasto na początek lata! Choć przyznaję, że w Bełchatowie truskawki powolutku się kończą. Tych większych, bardziej okazałych truskawek już nie ma. Pozostały małe, krwistoczerwone słodziaki, które idealne nadają się na przetwory.

Przepis na to ciasto wzięłam z mojej torebki...Tak, tak z torebki! Przepis przeleżał w niej równiutko 2 lata, kiedy to lecąc na "moje wielkie, greckie wakacje nr.1" wyrwałam kartkę z gazetki w samolocie. Kartkę złożyłam na 4 i wcisnęłam w najmniejszą kieszonkę na zamek mojej torebki, aby jej nie zgubić. Skłamałabym, gdybym napisała że wcześniej jej nie znalazłam...Widziałam ją kilka razy, w tym podczas podróży na "moje wielkie, greckie wakacje nr.2". Musiałam jednak DOJRZEĆ do tego, aby przepis wyciągnąć i upiec ciasto...I teraz pewnie zapytacie: "Andźka, co Ty tam masz w tej swojej torebce?". A ja Wam powiem, że wbrew temu, co napisałam powyżej nie mam w torebkach wiertarek, śrubokrętów, czy innych rzeczy, o których tak głośno w różnych kawałach. Mam jednak jedną rzecz, która mężczyzn dziwi, a u moich koleżanek wzbudza podziw. To klucze. Poradziłam sobie z problemem wiecznego wyrzucania wnętrza torebek w poszukiwaniu kluczy. Moje klucze przechowuje w torebce w towarzystwie 3 breloczków, które łącznie ważą chyba z 0,5kg...Można? Można! :) A co Wy macie ciekawego w torebkach?


niedziela, 15 czerwca 2014

Faszerowana cukinia

Niezwykła cukinia! Bardzo aromatyczna i choć z wieprzowiną, to bardzo przypominała mi dania z wakacji w Tunezji. Wszystko dzięki kaszy kuskus, którą dodałam, aby zapełnić jakoś brak odpowiedniej ilości mięsa.- Kupując te maleństwa jakoś byłam święcie przekonana, że na 5 małych sztuk, 250g mięsa z szynki wystarczy...No cóż, poratowałam się kaszą i słusznie zrobiłam! 

Swoją drogą, muszę się przyznać bez bicia, że pewnie dania by nie było, gdyby nie Delimamma i jej "Zapiekane cukinie", na widok których obśliniłam monitor i zapaskudziłam nią klawiaturę... :)


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Risotto z kurkami

Kobiety w ciąży ponoć mają dziwne zachcianki. Ogórki kiszone, śledziki, lody w środku nocy. Choć w ciąży nie jestem to też mam zachcianki, ale trochę inne. "Jaram się" truskawkami, czy kolbami kukurydzy w środku zimy, a świeżutkie jagodzianki na Walentynki to najlepszy prezent! Przynajmniej dla mnie :)

I tak, planując na co będę miała ochotę w tzw. "sezonie braków" latem zaczynam kolekcjonować pojemnik truskawek, jagód, malin i borówek. Później dochodzą kurki kupowane na trasie z Bełchatowa do Gdańska i dosłownie kilogramy posiekanego koperku i pietruszki z ogródka mojej babci.

Co roku powtarza się ten sam scenariusz. Do września zamrażalnik choć niemały, pęka w szwach i palca nie da się tam upchnąć. Mniej więcej w okolicy listopada- grudnia Sebastian zaczyna przebąkiwać o chęci zjedzenia truskawek z makaronem, lub jagodzianek, a mnie nachodzi ochota na kurki. Zawsze wtedy kiwam palce i mówię stanowczo "NIE! To jeszcze nie jest TEN czas, kiedy się doceni wytęskniony smak." I tak powtarzam jak mantrę "NIE" i "NIE" w kalendarzu odrywam pierwszą kartę lutego i marca, a zamrażalnik jak był upchany, tak jest nadal.

Przychodzi kwiecień- maj, a wraz z nimi nowalijki i wtedy jak szalona nie wiem w co ręce włożyć. Wypakowuję wszystko, co mam w zamrażalniku i  na siłę "doceniam i jaram" się wszystkim tym, co magazynowałam prawie rok ;)

I tak wypakowałam porcję kurek i zrobiłam obiad- pyszny obiad!


sobota, 31 maja 2014

Frytki z selera

Żadna nowość, nic trudnego, czy skomplikowanego. Przecież to zwykły seler, który tym razem nie ląduje w surówce, czy rosole. Tym razem czas na zastępstwo! Muszę przyznać, że w szkole jakoś zastępstwa mnie denerwowały- nauczyciele zazwyczaj nie byli przygotowani, nie wiedzieli na czym klasa stanęła, jak pociągnąć temat dalej...Można było wręcz rzec "szkoda czasu".

Nie ma o tym mowy w tym przypadku. Tym razem to zastępstwo udane. I choć lubię frytki z ziemniaków, to te z selera podbiły moje serce. Tymianek to moje ulubione ziółko i ostatnio dodaję je do wszystkiego. W parze selerem spisał się idealnie!

środa, 21 maja 2014

Kotleciki jajeczne z parmezanem i pomidorami

Dzieciństwo kojarzy mi się z trzepakiem, grą w krawężniki i gumę, państwa i miasta, czy palanta. To były pięknie dni! Bieganie od rana do wieczora po podwórku, darcie się pod oknami " MaaaMooooo, MaaaMooooo, rzuć mi kanapkę z masłem i cukrem!" Rozpustą była kanapka posypana słodkim kakao- istne szaleństwo!

Wspominam również te mniej  fajne chwile- kiedy to podarłam "nowiuśkie" białe rajstopki po przejściu dosłownie 5 kroków, czy konieczność jedzenia wątróbki na obiad. Mówcie i piszcie co chcecie- do dziś ze smażonej wątróbki toleruję wyłącznie cebulkę...

Pamiętam też chleb maczany w jajku i smażony na patelni oraz kotlety jajeczne. Nie wiem, czy robiła mi je mama, czy jadałam je przy różnych okazjach rodzinnych lub w przedszkolu. Wiem tylko, że je uwielbiałam wtedy, teraz je lubię, a jutro zapewne będzie tak samo!

Możecie do nich dodać wszystko- dowolne warzywa, zioła, czy kaszę lub ryż. Kombinujcie do woli! Moją wersję już znacie. :)


niedziela, 18 maja 2014

Masło migdałowe

Pamiętacie smak jedzonego po raz pierwszy kremu czekoladowego? Ile ja bym teraz dała za łyżeczkę tych boskich kalorii!
Dobrze pamiętam, jak wyglądał słoik- biała plastikowa nakrętka, ruda wiewiórka z orzechem laskowym na etykiecie. Sam słoik był niewielki- niestety...

Pamiętam również, że do tego kremu czekoladowo- orzechowego smakowała najlepiej...łyżeczka! Albo palec! Nic więcej! Zero chleba, krakersa, naleśników, czy innych, całkowicie niepotrzebnych dodatków. Wyjadany prosto ze słoika z myślą, że TYM razem na pewno nikt się nie zorientuje. W końcu wyrównałam "brzegi" kremu nożem... Ile ja się nakombinowałam i wyrównywałam ten krem...

Z masłem migdałowym jest całkiem inaczej. Choć do niego też pasuje najlepiej palec lub łyżeczka, to wyrównywać go nie trzeba. W moim przypadku nie ma już obawy, że ktoś się zorientuje, lub zrobi burę, że obiadu nie jem, a słodkie masło tak.... Jem bez wyrzutów i ze smakiem. A co najważniejsze, paluchem!


czwartek, 8 maja 2014

Chrupkie pieczywo

Dobrze pamiętam pierwsze chrupkie pieczywo, które jadłam z wgłębieniami, bądź falami które zawierały. Reklamy towarzyszące pojawieniu się w sklepach chrupkich "blatów" nawoływała Polski do odchudzania i obiecywała szybką utratę wagi. Nabrała się na to nawet moja mama, która dwa kawałki białego pieczywa zastąpiła tym chrupkim- pełnoziarnistym, lecz w ilości zdecydowanie większej niż dwa :)

Pieczywo, które upiekłam również zjadam w ilości zwiększonej i robię to świadomie! No bo jak tu się oprzeć? Do chlebka dodałam wszystko to, co uwielbiam: suszone pomidory, czosnek niedźwiedzi i czarnuszkę. Do tego pestki słonecznika i jesteśmy ugotowani! Nie da się skończyć na dwóch!

Wyciągnijcie z szafek to, co macie- oliwki, pestki dyni, zioła prowansalskie i stwórzcie własną wersję pieczywa- polubicie te suchary! :)


Składniki na ok. 22sztuki pieczywa*:
  • 200g mąki pełnoziarnistej- żytnej
  • 100g mąki pszennej
  • 0,5 szklanki wody
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • garść pestek słonecznika
  • garść suszonych pomidorów
  • łyżeczka czosnku niedźwiedziego
  • łyżeczka czarnuszki
  • 0/5 łyżeczki soli
Suszone pomidory drobno kroimy i wrzucamy do miski. Dosypujemy mąki, pestki słonecznika oraz wszystkie przyprawy. Dolewamy wodę oraz oliwę.

Wszystkie składniki zagniatamy na gładkie ciasto- w razie potrzeby dosypujemy jeszcze mąkę. Ciasto bardzo cienko rozwałkowujemy i wycinamy prostokątny.

Pieczemy do zrumienienia brzegów ok.10-12minut w rozgrzanym do 180stopni piekarniku.

Chłodzimy na kratce, a później zajadamy ze smakiem- dwa...lub więcej...w końcu to zdrowsze od białego pieczywa, nie? ;)

* moje pieczywo ma wymiary 9cm x 7cm- takie rozmiary miała gwarancja do butów, której użyłam do obrysowania równych prostokątów :)


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Carbonara

Pamiętam dobrze euforię i radość. Pamiętam również obolałe nogi i pęcherze na stopach. Pamiętam nawet zakwasy na "piszczelach"- tak, tak wiem, że to kości.
Ogólnie rzecz opisując byłam podniecona, zajarana i okrutnie zmęczona. Tak właśnie wspominam pierwszy dzień w Rzymie. Do tego, jak wisienka na torcie, wieczorem pojawił się pierwszy posiłek na ciepło- CARBONARA! Syta i aromatyczna, pyszna, po której turlałam się do hotelu...


piątek, 25 kwietnia 2014

Kotleciki drobiowe na porach

Były i się zmyły- Święta oczywiście! Szkoda...czas ciut wolniej płynął, na stole same pyszności, śmiechy i chichy przy stole...Jeszcze szkoda, że Pan Zając już nie przychodzi, a ja przecież wciąż dziecko!

W rodzinnym domu Zając co roku zostawiał coś pod poduszką. Przychodził w nocy niezauważony i uciekał zanim otworzyłam oczy :)

Znam też rodziny, gdzie Zając nie zostawiał prezentów "pod nosem", tylko trzeba było spędzić dobrych kilka minut na odnalezieniu zabawek, czy słodyczy. Często zostawiał je w ogródku, np. pod krzakami, żeby dzieciaki miały większą frajdę i przy okazji mogły się pobawić. 

Zatem oficjalnie donoszę, proszę i narzekam jednocześnie- JA CHCĘ ZAJĄCA!

A tymczasem wspominam delikatne kotleciki z piersi z kurczaka, doprawione parmezanem i podane na duszonych porach...PALCE LIZAĆ! No i wyrzutów nie ma. Zwłaszcza po tej ilości sernika, którą wpałaszowałam w Wielkanoc ;)

piątek, 18 kwietnia 2014

Wesołych!


Kochani,

Życzę Wam CZASU dla siebie i swoich bliskich, PYSZNOŚCI na stole i samej POZYTYWNEJ energii w nadchodzącą Wielkanoc.

Smacznych jaj, wolnych zajączków i mokrych girek!
Ściskam Was gorąco!

piątek, 11 kwietnia 2014

Jaja faszerowane pastą z suszonych pomidorów

Lubię Święta z wielu powodów. Zazwyczaj są to dni wolne od pracy, kiedy spotyka się z rodziną przy stole i na moment zwalnia.

Porównując te najpopularniejsze zawsze wolałam Boże Narodzenie od Wielkanocy i tak zostało mi do dnia dzisiejszego. Aura za oknem jakoś bardziej magiczna jest w zimę- choć biorąc pod uwagę zeszłoroczną Wielkanoc można się trochę pogubić...

Ozdoby choinkowe jakoś też bardziej do mnie przemawiają, a na żółte kuraki z plastikowymi oczami powoli patrzeć nie mogę.

Jest jednak jedna rzecz, która przemawia do mnie bardziej w Wielkanoc- jedzenie! Żurek, biała kiełbasa, mazurki, SERNIKI (my love!), chrzan, ćwikła i jajka. Dużo jajek! Caaaaaaaaałe mnóstwo! Nie wiem, jak to jest, że zawsze na kilka dni przed Wielkanocą kupuję 20-30jaj, a w samą Wielkanoc okazuje się, że jaj i tak brakuje...Jajka znikają z prędkością światła i tak samo było z jajkami faszerowanymi pastą z suszonych pomidorów. Spróbujcie sami!


sobota, 5 kwietnia 2014

Kurczak curry w mleku kokosowym

Jak sobie pomyślę o smaku odmrożonego bigosu w Nowy Rok, albo żurku podanego w okrągłym chlebie to na prawdę w takich chwilach dosyć tłusta, polska kuchnia jest dla mnie najlepsza! Czy jest tu ktoś, kto po dłuższych wakacjach za granicą (zwłaszcza w krajach arabskich), tuż po wylądowaniu nie ma ochoty zjeść schabowego?

Do tego na podwieczorek racuchy drożdżowe i pyszna szarlotka. Uwielbiam te smaki!

Są też kraje, których kuchnia kojarzy mi się z prawdziwą sztuką. Dobór składników, aromatycznych przypraw i kolorów jest powalający!

I choć schabowego mogłabym jeść codziennie, poprawiając apetyt makaronem z pomidorami i czosnkiem, to jednak programy kulinarne z Indii uwielbiam oglądać najbardziej. Siedząc przed telewizorem próbuję bezskutecznie wciągnąć zapach, który opisują po drugiej stronie szklanego ekranu. Chwilę później robię się głodna.

Jeszcze kilka lat temu mleko kokosowe w Polsce nie było popularne, a co za tym idzie dania z jego wykorzystaniem rzadko spotykane. Całe szczęście kablówka, telewizja satelitarna, czy internet zmieniło wszystko. Globalizacja choć ma swoje minusy daje nam również możliwość smakowania tego, o czym nie wiedzieliśmy 10lat temu.

Pierwszego, na prawdę pysznego "Chicken Curry" jadłam w hinduskiej restauracji w Tallinie. Nieskromnie Wam powiem, że mój kurak jest równie dobry, choć zdecydowanie nie TAK OSTRRRRRRY, jak ten sprzed kilku lat.


poniedziałek, 31 marca 2014

Tarta ze szparagami

Czy jest ktoś na kim WIOSNA nie robi wrażenia? Ktoś, kto nie uśmiecha się na widok pierwszych, zielonych listków na gałązkach? Jestem pewna, że nie jeden Pan z zazdrością na nie spogląda i zastanawia się dlaczego tak samo nie może być z włosami na głowie!

Do tego dochodzi cudowny zapach kwitnących mirabelek, które codziennie witają mnie w drodze do pracy, czy zapach pierwszej skoszonej trawy.

W powietrzu czuć nowe życie!

W sklepach i na targach pojawiają się nowalijki, na które bez wyrzutów wydaję sporą część zakupowego przydziału. Na półkach sklepowych leżą szparagami. I to właśnie te chrupiące warzywa są gwiazdą mojej tarty. :)


niedziela, 23 marca 2014

Spaghetti al pomodoro

Zdecydowanie moja ulubiona wersja makaronu. Wystarczy jakieś 7 minut na przygotowanie sosu i kilka minut na ugotowanie makaronu. Pyszne, sycące danie, które polubią nawet Ci co ze wszystkich warzyw na świecie najbardziej lubią mięso! :)


Mimo krótkiego czasu przygotowania nie jest to najprostsze danie, jakie można dostać w Rzymie.

Włosi zajadają się makaronem posypanym wyłącznie parmezanem, a turyści spacerujący po Rzymie makaronem polanym klarowanym masłem. Tej drugiej wersji nie próbowałam, ale ta pierwsza to dla mnie strzał w 10tkę! Makaron i parmezan darzą się miłością bezgraniczną! A ja dołączam do tej miłości, mając nadzieję, że nie potraktują mnie jak niechciane, piąte koło u wozu :)

czwartek, 13 marca 2014

Aaaale Rzym!


Jeszcze na studiach miałam kolegę, który sformułowaniem "Ale Rzym!" określał rzeczy stare, brzydkie, tandetne i niechciane. Wtedy mi to nie przeszkadzało, ale teraz rąbnęłabym go po głowie za rzucanie Rzymem na prawo i lewo! :)

Po zeszłorocznej, wiosennej wycieczce do Paryża byłam przekonana, że żadne miejsce na ziemi (przynajmniej z tych dostępnych dla mojej i męża kieszeni) nie wywoła u mnie tak intensywnych odczuć. Myliłam się... W Rzymie czułam, czułam bardzo dobrze i bardzo dużo!

poniedziałek, 10 marca 2014

Kurczak Garam Masala

walka
ja vs zdjęcia z Rzymu
=
0:1

Jest tyle zdjęć, które chciałabym Wam pokazać, tyle rzeczy, o których chciałabym wspomnieć...Muszę na nowo wszystko przemyśleć, zastanowić się co i jak napisać.

Z drugiej strony coś mi mówi, aby jeszcze nie pisać o Rzymie, bo to będzie oznaczało podsumowanie, taki koniec Włoskich wakacji, a ja ciągle myślami jestem przy Fontannie di Trevi, spaceruję po uliczkach Zatybrza i jem. Jem cieniutką, jak moje włosy pizzę i ogromne ilości gelato. Oj tak, chyba jeszcze trochę czasu musi minąć, zanim napiszę o Rzymie.

A tymczasem, żeby na blogu nie było tak pusto i smutno wstawiam przepis na bardzo aromatycznego kurczaka, którego powinni pokochać wszyscy fani kuchni indyjskiej. Garam masala to mieszanka przypraw, której składniki przed zmieszaniem zmieleniem można oddzielnie uprażyć*.- Ponoć taka czynność powoduje, że mieszanka jest jeszcze bardziej aromatyczna. Nazwa przyprawy oznacza dosłownie "gorąca mieszanka" i określa nie tyle smak samej przyprawy, jak czas kiedy powinno dodać się ją do potrawy- na samym końcu, przed ostatnim zamieszaniem, kiedy potrawa jest gorąca i czeka na podanie.


niedziela, 23 lutego 2014

Sernik z masłem orzechowym II

Uwielbiam czekoladę i lody. Domowe drożdżówki, rogaliki z marcepanem i malinami, czy pączki.- To moje przekleństwa, którym niestety nie potrafię odmówić. 

Jest jednak miłość silniejsza- oczywiście ta tuż po tej o imieniu Sebastian ;)...Miłość ta nie zna granic i złych dodatków. Chodzi oczywiście o serniki. Uwielbienie to powoduje, że z każdym nowym sernikiem mam wrażenie, że to jest ten jeden, jedyny, którego już nic nie przebije! Mylę się za każdym razem...Sebastian zawsze się śmieje, jak z samouwielbieniem klepię się po plecach, wzdycham, mruczę i wcinam kolejny kawałek sernika.

Tak oczywiście było tym razem. Znów miał być sernik z masłem orzechowym, jednak teraz z orzechowym spodem i rantem. Dodatkowo udekorowany fistaszkami w karmelu z esami czekolady. Nawet teraz o tym pisząc uśmiecham się do siebie. Jestem okrutnie dumna, że ten sernik był tak smaczny. Ba! On był po prostu galaktyczny! :D


niedziela, 16 lutego 2014

Racuchy drożdżowe z jabłkami

Słoneczny poranek, dobra książka, leniwe przeciąganie się w łóżku i śniadanie na ciepło. Tak mogłaby wyglądać moja każda niedziela!

Zazwyczaj w ten dzień u nas jajecznica. Niedziela to dzień "jajówy", ale owa "jajówa" była u nas wczoraj ;)

Dziś śniadanie też na ciepło, chociaż przyznaję, że w moim rodzinnym domu racuchy raczej jadało się na obiad, albo na podwieczorek.

No cóż...z mężem może zapoczątkujemy nową tradycję?

A tymczasem może Wy będziecie mieli ochotę zjeść dziś obiad na słodko? A może jeszcze jesteście przed śniadaniem i ten przepis jest w sam raz?

środa, 12 lutego 2014

Walentynkowa Pavlova

Dzień wspomnień Świętego Walentego, Walentynki, Święto Zakochanych...przez wielu uwielbiane, zapewne przez taką samą ilość ludzi znienawidzone. Czerwony, przesłodzony, kiczowaty i komercyjny dzień, w którym pluszowe misie i poduszki znikają w tempie ekspresowym z półek sklepowych.

Nie wiem, jakie uczucia u Was budzi ten dzień, ale ja go lubię. Ba! Nawet uwielbiam! Niby już dawno wyrosłam z "poczty miłosnej", która w podstawówce i liceum roznosiła kartki od nieznajomych adoratorów, a jednak co roku zastanawiam się czy Sebastian pamięta, że ma żonę romantyczkę, która lubi ten kicz, czekoladki i serduszka. Może z misi i podusi już wyrosłam, ale całą resztę przyjmę z szerokim uśmiechem na twarzy!

14 lutego to dzień wyjątkowy. Idealny na bezkarne obściskiwanie się przy ludziach, bądź nieśmiałe obejmowanie w ciemnym kinie. 

Tego dnia życzę Wam, abyście zwolnili. Spędzili ze sobą cudowne chwile oblane kiczowatym, czerwonym lukrem i kto wie- może również zakończone miłą niespodzianką wieczorem, jak przysłowiowa wisienka na torcie? :)

A teraz może i bez wisienki, ale za to z truskawkami. Czerwono, ale z pewnością nie kiczowato! Pavlova- słodka, krucha i delikatna.


My nie czekaliśmy z nią na Walentynki.- Wy też nie czekajcie!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Kukurydziane tartaletki z cukinią

A dokładniej tartaletki z cukinią i serem pleśniowym, którego nie ma. To znaczy ser jest, ale go nie widać i nie czuć. Małe przekąski wyszły idealne, ale skłamałabym, gdybym napisała, że dodałam ser, aby nie było go czuć.

Z tym serem to jest tak. Niby go zjem, ale mam wciąż mieszane co do niego uczucia. Nie, że nie lubię, ale na pewno nie ubóstwiam. Zdecydowanie wolę ser ricotta, mozarella, czy żółte, twarde sery bez których nie wyobrażam sobie świeżej bułki z masłem.

Do tego z niebieską pleśnią powoli się przekonuję dodając orzechy lub przełamując jego słony smak słodkimi winogronami. Piekąc te tartaletki tak się bałam, że smak sera pleśniowego będzie dominujący, że dałam go zdecydowanie za mało ;) Może to jednak dobrze, biorąc pod uwagę że serwowałam je Sebastianowi, który po prostu lubi "typową" kuchnię polską i boi się "nowego"...

Następnym razem podwoję ilość dodanego sera i dam znać, czy nie przesadziłam. Tymczasem zapraszam na przepis z serem, którego nie ma- gratka dla tych, którzy z zamkniętymi oczami lubią odgadywać składniki potraw, których smakują. :)


niedziela, 2 lutego 2014

Cannoli

Ryczę, wyję i zawodzę. Często i to bardzo! I wcale to nie oznacza, że należę do osób nieszczęśliwych i smutnych. Raczej odwrotnie. Zazwyczaj więcej się śmieję i to głośno. Głośno jednak też płaczę i czkam, gdy się wzruszę. Wystarczy łzawa reklama, babski melodramat, wzruszająca książka lub widok innej osoby wzruszonej.

Z pewnością nie należę do osób, które potrafią pocieszyć. Raczej należę do tych, z którymi można wspólnie popłakać, rozmazać się i pociągnąć zasmarkanym nosem. Dlatego tak sobie ostatnio smarcze w samochodzie, słuchając radia....

Ponieważ moja praca często zmusza mnie do podróży do rodzimego Trójmiasta, radio towarzyszy mi przez całą, pięciogodzinną podróż samochodem. Uwielbiam te chwile, kiedy w radio Zet mija godzina 17sta i kilkanaście minut później dzwonią radiowcy do jednego szczęśliwca i obdarowują go jedną z trzech nagród. Reakcje ludzi są fenomenalne! Jedni rzucają krótkie "dziękuję", inni powtarzają, jak mantrę "nie wierzę, nie wierzę!". Ja jednak najbardziej lubię tych, którzy głośno nie krzyczą, tylko płaczą, jąkają się i lekko zawodzą...Jakoś tak się z tą grupą utożsamiam i wyję w samochodzie razem z nimi. Cieszę się po prostu ich szczęściem- tak prawdziwie! I lubię później te chwile, kiedy powtarzają reakcje tych ludzi przez cały kolejny dzień.

Jestem tylko ciekawa, jak odbierają mnie inni kierowcy w mijających mnie samochodach, kiedy zaryczana ocieram rękawem nos i wykrzywiam buzię w bliżej nieokreślonym grymasie...

A teraz zmiana tematu i z pewnością zmiana grymasu na twarzy. Po tych słodkościach krzywić się nie będziecie. Na pewno!

sobota, 25 stycznia 2014

Migdałowe muffiny na maślance

Uwielbiam takie soboty, kiedy śpię tak długo, że aż bolą plecy. Takie soboty, kiedy pierwszą rzeczą, którą robię po przebudzeniu jest przytulenie książki.

Później łapią mnie wyrzuty sumienia nic-nieróbstwa i błogiego lenistwa. Idę na zakupy ( z soplami w nosie), zabieram się z Sebastianem za sprzątanie i jem obiad. 

Znów dopada mnie leń....

Pokładam się na rogówce, piję zrobioną przez męża kawę i wyglądam za okno. Oglądam śnieg mieniący się w słońcu i ludzi z przykurczonymi szyjami.

Nie wytrzymuję w jednej pozycji i idę do kuchni. Wyciągam wszystkie składniki, miskę i widelec. 25minut później wyciągam z piekarnika pachnące muffiny.


Znów jestem na rogówce. Tym razem z muffinką w prawej i ginem z tonikiem w drugiej ręce. Jest piękna sobota. Chwilo trwaj!

Chcecie coś dobrego, szybkiego i brudzącego wyłącznie miskę i widelec? Te muffinki są dla Was!

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Pasztet drobiowy z suszonymi grzybami

Dziś zatęskniłam za łyżwami. Moimi białymi, starymi łyżwami, na których śmigałam w gdańskiej Hali Olivia mając kilkanaście lat. I choć dziś do tego miejsca mam daleko, to lodowisko mam pod samym nosem, pod samiuśkimi drzwiami do domu.

Nie zrozumcie mnie źle, nie narzekam na wszechobecny w Bełchatowie lód. Tęsknie za łyżwami, które dziś by mnie poratowały. A tak, pozostało wywinąć orła pod furtką wychodząc do pracy, zrobić w tył zwrot i wrócić . Ponownie przebrać się w dresy, zmyć makijaż, włączyć laptopa i rozpocząć pracę z kubkiem gorącej kawy w ręku.

Co jakiś czas robiłam sobie przerwy, wyglądałam przez okno i oglądałam przechodniów wywijających orła. Uśmiechałam się pod nosem i tęskniłam. Za łyżwami. Jutro znów zatęsknię, bo pogoda nie jest łaskawa i jutro ta sama szklanka na chodnikach.

Trzymajcie za mnie jutro kciuki, abym tym razem dotarła do pracy- CAŁA i ZDROWA!

Po takim wstępie ciężko mi płynnie przejść do tematu pasztetu. Dlatego nie będę kombinowała i po prostu napiszę: Tadaaam! Oto ON, drobiowy, maski, pasztet z dwoma garściami suszonych grzybów.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pesto z rukoli z masłem orzechowym

Jak to jest, że wszystkie dania z porem, rzodkiewkami, czy czosnkiem są najsmaczniejsze? Jak to jest, że dla masła czosnkowego, sałatki z porem lub pęczka rzodkiewki możemy odstawić na bok całusy i przytulasy?

Nie wiem czemu tak się dzieje, ale tak właśnie jest. 

Nie wyobrażam sobie grilla bez chleba z masłem czosnkowym, czy lata bez pęczka rzodkiewki w lodówce. Od dziś dodatkowo ciężko mi będzie wyobrazić sobie makaron bez tego pesto. Na szczęście- tak, tak- na szczęście Sebastian nie przepada za rukolą, więc cały słoiczek "intensywnie pachnącego" pesto jest mój! I tylko mój! :D Sasasasasa!


Z podanych poniżej składników wychodzi pesto na 4-5 porcji makaronu.

Składniki:
  • 50g rukoli
  • 2 łyżki masła orzechowego
  • 2 łyżki parmezanu lub sera grana padano
  • sok z połowy cytryny
  • 2 niewielkie ząbki czosnku*
  • 1/3 łyżeczki soli
  • łyżka oliwy
Wszystkie składniki umieszczamy w blenderze, robimy zzzziuł, zzzzziuł, zzzzzzzzzziuł i gotowe! Gotowe pesto przelewamy do wyparzonego słoiczka, zakręcamy i przechowujemy w lodówce.

Gotujemy makaron, odcedzamy i znów wrzucamy do ciepłego garnka. Dodajemy pesto, mieszamy i wykładamy na talerze. Z wierzchu posypujemy dodatkową porcją sera. Możemy również dodać podprażone orzeszki ziemne.


* Z moim pesto zaszalałam i dodałam dwa duże ząbki czosnku. Mimo, że czosnek uwielbiam, to tym razem przesadziłam. Dlatego w przepisie napisałam, aby dodać dwa niewielkie ząbki czosnku, bądź jeden duży. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Fińskie ciasteczka migdałowe

Pierwszy Skandynawski kraj, który odwiedziłam to Dania. Kopenhaga to piękne miasto z okazałym ratuszem w centrum, bajecznymi ogrodami Tivoli i magicznym dworcem centralnym, który przypomina mi stację z książki "Harry Potter".
Jest też posąg baśniowej Małej Syrenki, przy której obowiązkowo każdy kto czytał baśnie Hansa Christiana Andersena powinien zrobić sobie zdjęcie.

Kopenhaga to również tysiące rowerów, klocki LEGO, wikingowie oraz kanał Christianshavn, który przypomina mi Gdańską Motławę.

Później były drogie 3 dni w Sztokholmie. Właśnie w Szwecji zafundowałam sobie najdroższy do tej pory krem nawilżający, na który mam uczulenie- jak okazało się po przyjeździe do Polski i kupiłam puszkę ciastek maślanych za przeszło 60zł...

W Szwecji jadłam po raz pierwszy raki...na śniadanie. W hotelu, w którym spałam to ponoć normalne. Jadłam jedyną zupę rybną, która do tej pory mi posmakowała i piłam pyszny cydr jabłkowy.

W Finlandii spędziłam tylko jeden dzień. Tym razem nie skusiłam się na żaden krem- cud i mocno ścisnęłam portfel przechodząc obok delikatesów z cukierkami lukrecjowymi i kabanosami z renifera. Ceny tych dwóch przysmaków powalały na kolana!


sobota, 4 stycznia 2014

Jajka w pomidorach wg. Gino D' Acampo

Gino D' Acampo- Włoch zamieszkujący Wielką Brytanię, podbijający serca amatorów kuchni włoskiej. Rekordzista Księgi Guinessa, wydawca 6 książek kulinarnych, twórca programów telewizyjnych o tematyce kulinarnej. Przystojniak, który zauroczy chyba każdą kobietę dedykacją na początku swojej książki Dieta Italiana: "Dedykuję tę książkę wszystkim zaokrąglonym kobietom, które nieustannie liczą kalorie. Pamiętajcie- żaden mężczyzna nie lubi samej skóry i kości!" I co? I ja się będę tego trzymała! :)


Dieta Italiana to książka pełna kolorowych i pachnących dań, które jak obiecuje autor " pomogą Ci schudnąć i pokochać jedzenie". 
Nie należy do najdroższych i co najważniejsze przepisy są proste, a do przygotowania większości dań potrzebne są łatwo dostępne składniki.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...